Kochany Autorze!
U mnie kolejny tydzień sporych zmian i ruchów tektonicznych w życiu, ale jest ok. A u Ciebie? Moje doświadczenia pchnęły mnie do takich oto przemyśleń tym razem…
Ćwiczymy się w trikach pisarskich, uczymy rzemiosła, poddajemy krytykanckim imadłom, a przecież w istocie, jak nie zadbamy o jedno, to wszystko się sypnie.
Umysł!
To nasze podstawowe narzędzie. Wyobraźnia tam jest. Przetwarzanie danych. Przekazy neuronowe. Zapamiętywanie. To wszystko tam, w głowie!
I jak o tę głowę dbasz?
A jak ja dbam?
Czasami nie dbam wcale. Idę spać późno, bo się zaczytam albo zagadam. O netflixowaniu nie wspomnę. Ba! Niezliczone razy zarywałam noce po prostu na muzyce!
Chodzę utartymi ścieżkami, bo tak jest szybciej. Robię rzeczy na skróty i trzymam się schematów, bo zmiana to jakiś straszny stwór i po co go budzić?!
Mój umysł się starzeje.
Nie, to nie będzie smutny list. To po prostu konstatacja nieuniknionego: czas mija i procesy się toczą.
Także staram się nie być ignorantką i łączyć nabytą wiedzę z życiem.
Jem zdrowo, nawet jeśli w chwili stresu lub przemęczenia czekoladowe ciastki to mój niezbędnik. Najlepiej z kawą! Zawsze mogę też liczyć na kogoś bliskiego, kto przypomni o nawadnianiu. I w moim przypadku ta rada czyni cuda.
Czytam. Ostatnio coraz więcej, bo znalazłam swój wygodny sposób, a i rutyny wspierają czas na czytanie. Sprawdza mi się też prawda, że im więcej się robi, tym więcej się pojawia. Pojawiają się całe zastępy książek. Fabularnych i poradnikowych. Uczę się więc i pozwalam wyobraźni szybować.
Gapię się w ścianę. To musi wyglądać śmiesznie, dlatego okazyjnie udaję, że patrzę w okno. Prawda jest jednak taka, że jestem jak mój kot – medytuję pustkę do ściany. To fenomenalne. Tam jestem ja i mój umysł. Nawet jak nasze spotkanie zostanie przerwane, wracam. W wannie. Przy gotowaniu makaronu. Jak czekam aż się kawa zaparzy. Ściana jest zawsze gdzieś w pobliżu.
Rozmawiam. Niekiedy o wiele za wiele. Jednak to są mądre rozmowy z mądrymi ludźmi. Słucham. Pozwalam sobie przemyśleć kwestie. Odkrywam czasem, że wiem więcej, niż myślałam. Innym razem natomiast uczę się dużo.
A na koniec tego wszystkiego… medytuję. Już po ludzku, czyli na poduszce. Z nogami skrzyżowanymi. Na kanapie, też z nogami skrzyżowanymi. Oddycham spokojnie. Pozwalam myślom płynąć. Emocjom szumieć spokojnie. I odpływać. Zerkam na nie. Jestem. Tak sobie praktykuję. To mi pomaga na tyle, że spokojniej podchodzę do różnych sytuacji i szybciej odzyskuję balans. Potrafię zwerbalizować, czemu się wkurzyłam i nie kręcę wokół tego afery.
Gdy przychodzi czas zwątpienia do pisania, przyjmuję to z pogodnym uśmiechem, bo wiem, że to też minie. Obserwuję to przecież od lat.
Piszę to wszystko, bo obecność medytacji w moim życiu pchnęła mnie do naturalnego wniosku: podcast, który tworzę, nie może być tylko teorią. Nie jest zatem. Najnowszy odcinek: “Medytacja odpoczynku i powrotu” to dobry punkt, by zacząć. Dać sobie wytchnienie. Poszlifować ten diament, który pracuje na nasze teksty. W tych kilkunastu minutach odnajdziesz jakościowy odpoczynek. Spotkasz się ze sobą.
A jeśli Ci prowadzenie zbędne, to polecam ścianę. Ściana akceptuje wszystko. Jest doskonałym rozmówcą dla pisarza.
Do zobaczenia na szlakach wyobraźni!
m
P.S. Tak, to naprawdę mój kot na zdjęciach. Napisałam samą prawdę – prawdziwą, jak szczere złoto, jak mawiał stary czarodziej Zedd.
Nie ma jeszcze komentarzy