Tag: coaching

  • Rozwój

    Rozwój

    Cześć, Autorze!

    Jak Ci się listopad przyjmuje? Raz słońce, raz przejmujący chłód? U mnie już czas na cieplejsze buty. Ogrzewający szalik też ruszył z pomocą, choć dziś pozwoliłam sobie jeszcze na spacer z rozpiętym płaszczem… Ale!

    W tym tygodniu chcę Ci opowiedzieć o warsztatach. Planowałam je od dawna, chwaliłam się przemyśleniami, dzieliłam wizją i oto stały się warsztaty: “Prokrastynacja w pisaniu”. Przyznaję, ten tytuł nie należy do moich najlepszych, ale potrzebowałam czegoś bezpośredniego. I najwyraźniej udało się, ponieważ na zajęcia przyszli przedstawiciele różnych obszarów pisania: od blogów, przez artykuły, poradniki i powieści aż po prace naukowe. Śmiałków zebrało się dwunastu, czyli dokładnie tyle, ile maksymalnie przyjęłam.

    Prowadzenie warsztatów to dla mnie wielka frajda. Lubię to jako kreatywny coach – zawsze mam wiele pomysłów na ćwiczenia i formy pracy, a im dłużej myślę i im więcej mam możliwości weryfikacji pomysłów z ludźmi, tym bardziej trafne tworzę koncepcje. Poza tym praca z grupą to przeciwieństwo samotniczej pracy pisarskiej – i dlatego właśnie ładuje mi baterie.

    Było wspaniale! A po zajęciach usłyszałam słowa takie, jak: “Lżej mi”, “Jak to już kończymy?!”, “Teraz rozumiem więcej” i moje ulubione: “Ruszyłem z pisaniem”.

    Miód na serce!

    Ja naprawdę uwielbiam dodawać ludziom skrzydeł. Dlatego właśnie warsztatów będzie więcej! Łódź, szykuj się! Szykuj się, Internecie! Plany mam spore, a siatka połączeń i znajomości już została uruchomiona. Będzie się działo! Będziemy pisać aż miło!

    A tak na poważnie: bardzo dziękuję uczestnikom. Udowodnili mi, że temat prokrastynacji dotyka nas wszystkich i z wielu różnych powodów. Pokazali, jak bardzo świadomi są własnych wyzwań, a przy tym jak bardzo potrafią się z nich śmiać. Pracowali wytrwale, a ja obserwowałam, co mogę zrobić lepiej.

    Dlatego już dziś zapraszam na ponowne zajęcia. Odbędą się najpewniej z początkiem roku. Minione bazowały na pracy w parach, ponieważ chciałam dać uczestnikom jak najwięcej konkretów, a te przychodzą indywidualnie. Kolejne to dodatkowa godzina zajęć, balans pracy w parach i w grupie. Do ćwiczeń rozwojowych dołączę pisarskie. Głowa aż mi huczy od pomysłów!

    Dziękuję też Marcinowi Kurcbuchowi, który wspierał mnie w prowadzeniu zajęć. Jego doświadczenia pisarskie i medytacja, którą poprowadził, wzbogaciła nas wszystkich. I to nie są tylko moje pochwały – uczestnicy potwierdzili!

    Pierwsze warsztaty o prokrastynacji pokazały mi, jak bardzo może ona być trampoliną dla pisarskiego rozwoju. Wszyscy mamy zastoje, czasem uciekamy od klawiatury albo kartki, czasem od krytyka, ale jeśli pisanie nas wzywa, to każdy wysiłek, by poradzić sobie z wyzwaniem, jest na wagę złota.

    Jako piszący potrzebujemy się rozwijać.

    Utwierdzenie się w tym przekonaniu to pewne domknięcie dla mnie. Pracowałam na to cały rok. Przygotowywałam się, obserwowałam, planowałam. Teraz wiem, jak bardzo było warto i daje mi to moc do dalszych działań!

    Z życzeniem skrzydeł,
    m

    P.S. A jeśli mieszkasz w Łodzi, Autorze, to odezwij się – mamy tu teraz ekipę, która chce się w pisaniu wspierać.

  • Poprawki poprawek

    Poprawki poprawek

    Cześć, Autorze!

    W tym tygodniu działam prężnie, a Ty? Nie tylko układam w głowie kolejne elementy fabuły historii o Nanie Conucci, ale i popełniłam kilka ważnych dla mnie postów, a na koniec podzieliłam się wiadomością o warsztatach, które będę prowadzić. Warsztaty o prokrastynacji to coś, do czego nieświadomie szykowałam się od dawna. Ostatnie miesiące zaś to porządkowanie i uświadamianie sobie narzędzi, jakie zebrałam do tego, żeby pisać zamiast tylko planować.

    Jestem więc podekscytowana i na pewno w najbliższym czasie jeszcze wrócimy do tego tematu.

    Dziś jednak obiecałam – opowiem o kolejnym etapie procesu pisania. Oczywiście u mnie, bo Ty piszesz swoje historie albo artykuły i masz na pewno własne określenia. I tak, wyjaśnię, po co mi ten świąteczny obrazek powyżej. Cierpliwości…

    U mnie po drafcie oraz impasto następują porządki.

    To jest taki moment, kiedy wklepałam ostatnie zdania, zegar wybił północ i ja już nie widzę nic w tekście. Czuję się wypluta, zmęczona, ale i mam satysfakcję. Przez chwilę łapię powietrze. Patrzę kątem oka na ukończoną formę. Drukuję. Trzymam swoje dzieło w ręce.

    A potem zaczynam nim gnębić osoby postronne.

    Najpierw chrzestną wszystkich moich tekstów: Paulinę Sieczkowską. To moja nieoceniona betareaderka. Nie dość, że rozumie, co chciałam przekazać, to jeszcze ma tyle serca do moich bohaterów, co i ja. Jej uwagi są na wagę złota. Dotyczą fabuły, ale i moich skrótów myślowych. Rytmiki prowadzenia opowieści. Zwrotów akcji.
    Zdarza się, że po jednej obróbce u Pauliny, z tekstu zostaje sam ogryzek i lepię ponownie całą resztę. Także tekst wędruje między nami aż dochodzimy do wniosku, że to jest to. Wtedy weryfikuje go mój zespół czytelników bliskich.
    Są mi bliscy, ale i szczerzy. Wyłapują literówki, dzielą się wrażeniami, zadają kluczowe pytania.

    To, co zainteresuje ich na tym etapie, jest dla mnie inspiracją do kolejnego tekstu. Jest to więc bardzo ważny element porządków – nadaje mi kierunek do dalszych prac.

    Na koniec tekst frunie do takich wprawionych rąk, jak te należące do Ady Johnson. Jako profesjonalna redaktorka (i pisarka z wielką wyobraźnią) magluje tekst na wszystkie strony.
    Nie ma zmiłuj, ale to wyciska z opowieści sam nektar.

    Ponownie partie tekstu mogą wędrować. Zdania zostają skasowane, akapity rozpisane. Toczą się dyskusje na tematy wszelkie – od tego, jak odmieniać imiona, przez to czy można zaglądać do bagażnika tak, by nie uchwyciły tego kamery garażu, po logikę zadawania ciosów w bójce.

    Tu trzeba być twardym, ale i elastycznym ;p

    Innymi słowy w pracy z redaktorem liczą się rzeczy takie: wiedz, co chcesz napisać i kim jesteś. Znajdź wspaniałego redaktora, najlepiej takiego, który lubi gatunek, w którym piszesz. Przygotuj się na uzasadnienia i wiedz, na co możesz się zgodzić.

    Jak już obie strony są zgodne, że mogą się bez blamażu pod tekstem podpisać, to pora na czas korekty. To już raczej drobiazgi. Mogą się pojawić literówki, jakieś przesunięcia przy rozkładaniu tekstu na układ druku (tzw. łamanie – jak okrutnie to brzmi na zakończenie prac, co?), także warto poświecić czas na dopieszczenie.

    Taki wymuskany, wypieszczony tekst przestaje być już tylko mój. Należy do odbiorcy. Zrobiłam robotę, mogę napić się ze spokojem kawy, a czytelnik może się cieszyć lekturą.

    I tak to wygląda u mnie i od strony technicznej.

    A jeśli piszę artykuły? W przybliżeniu tak samo, tylko tekst zamiast przechodzić przez tyle rąk, przechodzi czas leżakowania i sprawdzam, czy będę z niego zadowolona. Czy mnie reprezentuje tak, jak tego chcę. W miarę możliwości, czy będę z niego zadowolona za rok.

    Jeśli więc chcesz pisać książki, to weź to przemyśl…

    Nie, to żart. Pisz! I pisz bez obciążeń, bo zobacz, ile osób jeszcze pomoże Ci uporządkować tekst! Pisz radośnie! I pisz dużo! Na świecie jest miejsce na wielu Stephenów Kingów!

    Szerokich akapitów!
    m

Magdalena Krok Naprzód
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.