pędzel z paletą farb

Cześć, Autorze!

Moja podróż jest zwariowana w ostatnich miesiącach i oto, nieplanowanie, jestem nad morzem. Jest pięknie. Wielkie mewy polują na resztki, pająki biegają w poszukiwaniu schronienia, a mnie na plaży wielobarwne kamyki usuwają się spod stóp. Wiatr tańczy niezmęczenie, spraszając na swoją imprezę coraz to lepiej umalowane chmury. Doprawdy, magiczny początek jesieni.


Nie mylisz się, jeśli już zaświtała Ci myśl, że do czegoś zmierzam z pomocą malowniczego opisu. Żadna to zagadka, jeśli pamiętasz mój poprzedni list albo wiesz, co oznacza tytuł nad tym tekstem.


Impasto.
Wspaniała technika malarska, która mnie sprawdza się również w pisaniu. Do określania mojego rzemiosła używam wielu słów, na przykład “lepię”, “sklejam”, “wycinam”. Najwyższa prawda jednak jest taka, że ja… maluję. Warstwami staram się stworzyć opowieść jak najbardziej trójwymiarową. Uważam, że praktyka czyni mistrza i im dłużej w ten sposób pracuję, tym lepsze efekty przychodzą.


Pierwsza warstwa to podstawa historii, ale na niej zachodzi najwięcej zmian. Niektóre partie zdrapuję, inne zamalowuję, a jeszcze inne stanowią podkład dla głębi koloru na pierwszym planie.
Tak, jest to czasochłonne. Wymaga nabywania dystansu do tekstu, by widzieć efekty. Odpowiada mi to jednak, ponieważ w ten sposób poznaję historię bardziej. Zanurzam się w nią i cieszę feerią barw. Nie zakładam od początku, że wiem. Jestem tu, by się przyglądać, zadawać pytania… czasem w kółko te same… i zapisywać, malować kolejne warstwy.

slajd "praktyka"

Diabeł tkwi w szczegółach, a na właściwe ich rozmieszczenie potrzeba wyczucia. To zaś przychodzi z wprawą i dojrzałością. Dawniej nie myślałam o wielu elementach historii. Teraz zwracam uwagę na zaskakujące szczegóły. Doceniam subtelne różnice w wypowiedziach bohaterów. Upewniam się, że ich tło kulturowe barwi ich zachowanie. Najlepiej, jak potrafię, próbuję oddać życie w ich świecie. Zgłębiam research i często doczytuję lub pytam o rzeczy, które nigdy nie znajdą się w tekście, ale nadają mu ton.


Nie twierdzę wcale, że to jest najlepsza technika. Sprawdza mi się jednak i właśnie na tym etapie prac jestem. Dokładam kolejny puzzelek do historii Nany Conucchi i bardzo się cieszę, że mogę być akurat nad morzem. To mnie i Nanę łączy – miłość do morza. Chłonę więc zapachy, dotykam spienionej wody i zanurzam się w świat Nany.


Już niebawem mój tekst przejdzie w kolejny etap procesu powstawania.
Napiszę Ci o nim niebawem.
Tymczasem czekam na Twoje słowo lub dwa o tym, jak Ty lepisz teksty. Może łączy nas więcej, niż nam się zdaje…?

Pozdrawiam morsko,
m

Podziel się z innymi

Nie ma jeszcze komentarzy

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *