kawa na stoliku

Cześć, Autorze!

Listopad zagościł na dobre, świat nabiera odcieni szarości, więc sklepy już barwią go kolorowymi światełkami Świąt. To czas przejścia – już nie lato, jeszcze nie zima. To czas zaglądania w siebie bardziej, a może się to okazać trudne. Dobrze się jednak zaczepić o jedną z myśli i próbować. U mnie wygląda to obecnie tak…


Mam wrażenie, że już o tym wspomniałam, ale układa się to we mnie, więc wróćmy do tematu: pisanie nie jest oderwane od życia. Wszystko dlatego, że czytam w końcu Bondy “Maszynę do pisania”. Bardzo polecam, zwłaszcza na początku poznawania pisarskiego rzemiosła. Wiele w tej książce systematyzacji, podpowiedzi  i wyjaśnień. Od poszukiwania własnego głosu, przez głos narratora po lepienie fabuły. Rzetelnie opracowany temat. Czytając, wyciągam wniosek z pierwszego zdania tego akapitu i już się w tej myśli rozwijam.

Pisanie bazuje na naszych doświadczeniach i wrażliwości. Im lepiej potrafimy przekładać te pierwsze na fabułę, tym lepiej ona wychodzi, a im większa nasza wrażliwość, tym umiejętniej dodajemy drugie dno. Jest też codzienność i fakt, że w ciągu roku mamy różne okresy. Może być bardzo twórczo albo kompletna posucha. Często podchodzimy to sprawy zadaniowo: skoro pisałam wczoraj, to powinnam móc i dziś. Zaciągamy się nad klawiaturę i wychodzi… nic.


To jeden ze scenariuszy na odkładactwo.

Przeczuwamy, że z pisaniem wiąże się jakieś wyzwanie, a ponieważ nie zdajemy sobie sprawy, jakie, podejmujemy ucieczkę. Góra prania czeka, pokój już dawno powinien zyskać nowy regał, a te komodę można przestawić. W komodzie pełno szpargałów, które trzeba wyjąć, przejrzeć, wyrzucić. Albo… Foldery zalegają w komputerze. Zawierają ten sam tekst milion razy, a rozeznanie w nałożonych poprawkach to misja równa wyprawie na Marsa. Lub… Książka jest już napisana i wypada pomyśleć nad promocją, ale najpierw trzeba skontaktować się z ludźmi i nie wiadomo, jak zabrać się za znalezienie tych właściwych.


Każda z tych kwestii mówi nam wiele, jeśli tylko skusimy się posłuchać. Może to być sprawa braku równowagi.

książka, kawa i ciastka

Może sprzątanie, wyrzucanie i nowe meble oznaczają dla nas potrzebę porządkowania, tęsknotę za sukcesywnie ukończonym zadaniem. Nie dość, że robi się to własnymi rękami, to jeszcze wyobraźnia może odpocząć, bo decyzje należy w tym podejmować głównie organizacyjne. Efekty widać i czuć – od razu.


Być może chęć przekopania się przez foldery to znak, że umysł potrzebuje klarowności: na którą wizję tekstu się decydujesz? Nadmiar poprawek to też wiadomość, że ćwiczymy nie ten mięsień, co trzeba. Kiedy na siłowni próbujemy wzmocnić łydki, nie będziemy robić brzuszków, prawda? I tak samo jest z pisaniem: za poprawki odpowiada wnikliwy analito-krytyk, podczas gdy przy budowie tekstu potrzeba nam umysłowego inżyniera. Umysł potrzebuje ogarniać wizję i podejmować decyzje w odniesieniu do kolejnych partii tekstu, z elastycznym podejściem.


Brak ludzi, którzy pomogą nam promować książkę, może być informacją, że za bardzo wkręciliśmy się we własny introwertyzm i ograbiamy się z możliwości dzielenia swoimi twórczymi przygodami z innymi pasjonatami. Ograbiamy, bo w ten sposób nie pozwalamy sobie być w otoczeniu ludzi takich samych, jak my. Odizolowane pisanie nie idzie.


To tylko przykłady, ale widzisz, Autorze, że może być różnie.


Można śmiać się z Murakamiego i nawet mylić go z biegaczem, ale jego pasja do tego sportu skutkuje równowagą z procesem twórczym. Jest czas na ciało i jest na umysł.


Takich swoich balansów warto szukać, zamiast ganić się za brak pisania, za odkładactwo.


Jeśli siedząc nad klawiaturą, czuję się samotna, to impuls do wyjścia z przyjaciółmi. Jeśli się wiercę i dreptam, zamiast przebierać palcami po klawiszach, może właśnie chce mi się pobiegać. Może nie chce mi się gapić w ścianę, może właśnie potrzebuję podoświadczać lasu.


Na pewno dla wielu z nas to oczywiste, a jednak bardzo często zmagamy się z odkładactwem, a ponieważ opiewam łagodność, zachęcam do zbadania tej poszlaki.


Czy Twoje odkładactwo nie krzyczy o braku równowagi?


Pisanie powinno przecież być przyjemnością – decydujemy się na nie, niezależnie czy piszemy książki, czy artykuły. Przelewanie własnych myśli na papier powinno nam przynosić frajdę albo chociaż ulgę.


Jeśli więc coś Cię trzyma, odkładasz i teraz czytając ten list, czujesz rezonans, to pomyśl: jak wzmocnić moją radość do pisania?


Obiecuję, że podążenie za odpowiedzią pomoże Ci spotkać się z wewnętrznym dzieckiem i poczuć to, co Cię na samym początku ściągnęło nad kartkę. Tak, ta radość wciąż tam jest. Niekiedy po prostu trzeba się do niej dokopać… poprzez poszukanie równowagi.

Fajnych przemyśleń,
m

Podziel się z innymi

Nie ma jeszcze komentarzy

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *