Tag: pisanie

  • O robieniu

    O robieniu

    Witaj, Autorze!

    Jakieś ciekawe wnioski po ostatnim tygodniu? Jak tam cement? Mój nieco spękał. Łagodnie traktowałam go myślą. Zawiodła mnie ona do takich refleksji:

    Robię dużo. Całe dni mam zajęte i nawet noce są za krótkie, żebym mogła się wyspać, a jednocześnie dokończyć wszystko, co czeka. Tak, tak, badamy cement, o którym pisałam ostatnio. Nie odpuszczam. Skoro pamięć nie współpracuje, używam logiki.
    Kiedy moja lista obowiązków sięga od mojego monitora do Twojego, gdziekolwiek dziś jesteś, tworzenie schodzi na plan bardzo daleki. Jestem zawalona, a przecież przyjemne pisanie, które przychodzi mi lekko, zajmie tylko chwilę, więc czas się znajdzie. Później.

    Muszę najpierw posprzątać – rzeczy wokół siebie, jedzenie w lodówce, opłaty w banku, oczekiwania innych, terminy, ustalenia. To są rzeczy ważne, dzięki nim żyję – dosłownie lub jako cząstka społeczeństwa. Co znaczy tworzenie wobec takich kwestii?

    No, właśnie. Co znaczy?

     


    Czym w moim życiu jest tworzenie? Jakie jest ważne? Na jaką potrzebę mi odpowiada?

    Pozwala mi poznawać siebie. Pozwala mi się rozwijać. I dokumentuje rozwój.
    Łączy się więc ze zmianą. Czy to możliwe, że umysł płata mi figla? Bo przecież umysł truchleje na hasło “zmiana”. Nic go raczej bardziej nie przeraża. Czyżby więc to ta kwestia stała za moim odkładaniem?

    Strach przed zmianą… Bardzo ciekawe. Uniwersalne, ale prawdziwe.
    Chyba na dziś mi wystarczy. Mam nadzieję, że u Ciebie równie owocnie.

    Jesteśmy w tym razem. 
    m

  • O później

    O później

    Cześć, Autorze!
    U mnie gorąco, a u Ciebie? Wpadam w naturalne spowolnienie, bo w upale nie chce się ruszać ani ciało, ani umysł. Natchnęło mnie to do rozmyślań o odkładaniu na później…

    “Teraz nie jest dobry moment”. “Mam wszystko w głowie”. “Wiem, co chcę napisać”. “Zostało tylko to napisać, drobiazg”. Czy to są tylko moje myśli, a może też je znasz?

    Podobno ciągle coś odkładamy i przekładamy. Zwłaszcza, jeśli chodzi o działania twórcze, spychamy je na dalszy plan. Ja na pewno niestety to robię. Główna wymówka jest taka, że skreślenie kilku słów idzie mi łatwo, więc nawet na ostatnią chwilę będzie ok. Oczywiście wtedy jestem mniej zadowolona z tekstu, bo mogłam lepiej przemyśleć, rozplanować, wzmocnić konkluzję. Nie wspomnę, że pogłębiłabym temat, wyraziła z siebie coś ważniejszego.

    Piszę to wszystko i lampki w mózgu rozpalają się jak te na świątecznej choince. Już prawie słyszę “Jingle Bells”, bo tak bardzo szaleją. Innymi słowy… dużo się dzieje w temacie odkładania na później. Spróbuję więc sprowadzić nas bardziej do teraz i tutaj z Tobą ten temat otworzyć.

    Masz gotowość?

     


    Zaczynamy!

    Spychać tworzenie na dalszy plan kojarzy mi się ze spychaniem siebie. W końcu to ja i moja wyobraźnia filtrujemy dany temat. To ja chcę coś napisać, podzielić się ze światem. Jeśli zamiast tego wybieram ugotowanie obiadu, zakupy, pięć telefonów i stosy wiadomości, co to o mnie mówi? Ile czasu na siebie sobie daję? Gdzie ja jestem na liście swoich priorytetów? Czy nie powinnam być na początku – w imię zasady tlen najpierw sobie, później innym? Jaka się staję bez tlenu, którym jest dla mnie wyrażanie siebie? Jakie oczekiwania stawiam otoczeniu, jeśli sama sobą się nie zajęłam?

    Mniejsze zadowolenie z tekstu. Jeśli myślisz, że ujęłam to ładnie, to oczywiście masz rację. Tu jest ten punkt wyjściowy: “nie umiem pisać”, “inni robią to lepiej”, “co ja mam do przekazania”, “takich tekstów są miliony”, “wszystko już zostało napisane”, “nie jestem oryginalna”. Wiadro pomyj.

    Trzecia kwestia, to samo poczucie ciężkości, jakie pojawia mi się na myśl o przekładaniu. Jakbym zanurzyła się w cemencie. Im więcej odkładam, tym więcej na mnie cementu i ledwo się ruszam. Niebawem zastygnę, a to wiąże się z przytłoczeniem. W takich okolicznościach już w ogóle nie wiem, od czego chcę zacząć. Potrzebuję zaszyć się pod kołdrą i poczekać aż cement opadnie.

    A przecież nie opadnie sam.
    Trzeba go skuć.
    Bolesne, prawda?

    Ty wiesz i ja wiem, jakie przekładanie jest uciążliwe. A jednak gdzieś się tego nauczyliśmy. Jakoś się zaczęło. Moja pamięć nie chce zdradzić odpowiedzi. Może Twoja jest bardziej posłuszna. A jeśli razem wypieramy to wspomnienie, to zatrzymajmy się w temacie na dłużej, co? Mam poczucie, że warto.

    Bo cement sam nie opadnie.
    Pełna nadziei pozdrawiam,
    m

  • O początku

    O początku

    Cześć, Autorze!

    Od czego zaczynasz? Pomysł? Wizja? Emocja? Postać? Gdzieś tam zawsze najpierw jest zalążek tego, o czym chcemy napisać. Nieważne, co tworzymy i nawet jeśli jest to na zlecenie, potrzebujemy iskry, która pozwoli nam rozniecić ogień. Czym ona jest u Ciebie?

    Dla mnie to postaci. Ludzie mnie fascynują – mówiłam to już? Nie chodzi nawet tyle o ich dramaty, konflikty, co samą w sobie prezencję i dlatego postać wyłania się przede mną z potrzeby. Prawie jakbym robiła sałatkę i wyczuwała, czego jeszcze brakuje do pełnowymiarowego smaku. Dzieje się to automatycznie i zaraz potem wiem już, z kim mam do czynienia – czy tę postać polubię, czy będę jej kibicować, czy jest przede mną zupełnie otwarta. Jeśli ma swoje tajemnice, intryguje mnie oczywiście bardziej. Jeśli nie chce ich zdradzić i jej motywy nie są do końca jasne, bazuję na tym, co sobą reprezentuje. Wrzucam ją w różne sytuacje, pozwalam wchodzić w interakcje z innymi postaciami i przyglądam się. Zapisuję.

    Czasami zaczynam też od udzielenia odpowiedzi na pytania czytelników.

    Coś w moim tekście zaintryguje, jakiś element wybija się i doprasza rozwinięcia. Ochoczo więc rzucam się do zbudowania całego tekstu, historii wokół tego elementu. To efekt domino i interakcja z czytelnikiem. Bardzo to lubię.

    Są też takie chwile, gdy coś usłyszę albo zobaczę i zakotwicza mi się w głowie na tyle, że wyobraźnia zaczyna pracować. Wyłania się scena, potem następna… Zanim się obejrzę, mam już gotową połowę tekstu.


    Jeśli za to chodzi o ten tu wpis… Skąd pomysł? Miałam dziś sen. Nie pamiętam za dobrze szczegółów. Byli w nim wikingowie. Kobieta w ciąży z mężczyzną z wrogiego klanu. Spokojna rzeka i płonący w oddali las. Ciekawiło mnie, co się dzieje i bardzo chciałam wiedzieć, jak to wszystko się skończy. Kiedy jednak otworzyłam oczy, pomyślałam: jak to się, u licha, zaczęło? 
    Temat początku został ze mną, więc przy porannej kawie zaczęłam go zgłębiać i postanowiłam się z Tobą podzielić. Na pewno ktoś gdzieś skategoryzował nas, ludzi pióra, adekwatnie do źródeł inspiracji. Ja jednak lubię podejście indywidualne i myślę, że nasze iskry są trochę jak linie papilarne. Jaka więc jest Twoja mieszanka?

    Życzę Ci wielu wspaniałych początków,
    m

  • Z emocjami

    Z emocjami

    Cześć, Autorze!

    Jak Ci minął ostatni tydzień? Jak się masz z tekstami – swoimi lub czytanymi? Pytam szczerze i w zasadzie o czuciu chcę dziś z Tobą pomyśleć.
    Z tematem emocji jestem za pan brat. Zastanawiam się często, jak się mam albo czego potrzebuję, żeby poprawić sobie komfort. Moi najbliżsi też już przywykli do tego, że pytam o ich samopoczucie.
    Wnoszę również ten temat w pracę z klientami. Obserwacja emocji przynosi tak wiele, że wręcz maluje obraz. Jest pełen barw, faktur i warstw. Można studiować go całe życie.

    Nic dziwnego więc, że emocje to jedno z moich źródeł inspiracji i punktów zaczepnych podczas pisania.

    Jako autorzy zostawiamy w nich tropy własnych odczuć i chcemy wywołać emocje u odbiorców. Jeśli piszemy prozę, nasze postaci ożywają, kiedy oddajemy ich emocje adekwatnie do wydarzeń.
    Dlatego właśnie od lat zgłębiam ten temat. Badam go, uczę się, studiuję jak emocje przejawiają się w ciele i co można z tym robić. Zdobytą wiedzę przelewam w moje teksty.

    Ostatnimi dniami uświadomiłam sobie jednak, kiedy poczułam się zaciekawiona tym tematem.

    W powieściach Terry’ego Goodkinda Richard Cypher używał gniewu jako energii do napędzania swoich magicznych umiejętności. Dawno temu chłonęłam te opowieści, a z nimi przekaz, że gniew to coś dobrego. To narzędzie do klaryfikacji wrażeń, siła dla działania. Oczywiście i u Richarda tak zwany “słuszny gniew” zamieniał się w popędliwość, co prowadziło bohatera na manowce, a mnie dawało informację, że nad gniewem warto mieć pieczę.
    Teraz, gdy jako pisarka decyduję, na co chcę kierować uwagę czytelnika, szukam sposobów, by przekazywać tę mądrość dalej. Nie mogę jednak zaoferować nic, jeśli nie przefiltruję tematu przez siebie.

    Przyglądam się zatem emocjom, rozwijam w postrzeganiu ich i wyrażaniu. Pozwalam w ten sposób, by pisanie rozwijało mnie jako człowieka.

    Jak Ty masz się z emocjami jako czytelnik lub jako twórca? Może czujesz rezonans z tym, o czym piszę? A może chcesz coś dodać – jestem ciekawa, otwarta.

    Tymczasem pozdrawiam Cię serdecznie.
    Dbaj o siebie,

    m

  • W drodze

    W drodze

    Witaj!

    Ciekawam, w jakiej chwili to czytasz? Czy masz się dobrze? Czy w Twoim dzisiejszym dniu zmieści się chwila na tworzenie? O czym będzie?

    Otóż to – wszystko się jakoś zaczyna. Gdzieś tam hen, hen, zaczęła się i moja pisarska podróż. Nigdy nie wiem, co uznać za początek najważniejszy. Ten moment, gdy zaczęłam opowiadać bajki? A może, kiedy zaczęłam wytrwale je spisywać? A może jednak w tej chwili, gdy ich zbiór wysłałam do wydawnictwa? Każda z tych chwil była znacząca. Otwierała przede mną kolejne etapy podróży.

    Miewałam pomysły.

    Wierzyłam, że zostanę najmłodszą wydaną pisarką. Celowałam też w jedną z najdłuższych napisanych powieści. Dążyłam do ideału. Były to jednak cele cząstkowe – takie, dzięki którym idzie się dalej. Niczym jazda przez autostradę do kolejnych zjazdów. Przez krótką chwilę można wtedy rozważać: jadę dalej, czy jednak zbaczam z trasy. Czasem już prawie skręcałam, ale kończyło się objazdem i oto jadę dalej moją autostradą.

    Pytam siebie jednak czasem, dokąd jadę. Oczywiście w coachingu potrafimy świetnie drążyć ten temat, wyznaczać punkty zaczepne, by móc rozeznać się, że koniec trasy tym właśnie jest. Dzięki temu można świętować sukces, kupić sobie nowe pióro albo wznieść toast dobrym winem. Bądźmy jednak szczerzy – nie wiem, jaki będzie finał mojej pisarskiej podróży.

    Takich chwil “nie wiem” jest na tej trasie wiele.

    Jadę bez mapy. Po obcym terytorium. Na poboczu czasem pojawi się życzliwy autostopowicz. Towarzyszy mi przez kilka chwil i pozwalam mu odejść. Jadę dalej.
    Wpadam na pomysł nowego tekstu. Opracowuję go, czy to zarywając noce na wyobrażaniu sobie samopoczucia bohatera, czy próbując dotrzeć do serca historii. Planuję. Zapisuję. Dzielę się wizją i wtedy nachodzi mnie zwątpienie. Pomysł nie jest taki dobry. Tracę wiarę we własne umiejętności. Słyszę słowa pocieszenia, ale one we mnie nie zostają. Jestem sama z deszczem wątpliwości. Kapuśniaczkiem. Ulewą. Oberwaniem chmury.

    Kiedy w końcu udaje się przez to przejść, kończę tekst. Oddaję go odbiorcy. I znów deszcz… Do tego oczekiwanie. Jeśli tylko mam parasolkę, mogę czekać. Gorzej, jak zimno, wieje, a ulewa nie wydaje się kończyć.

    Nie wiem. Niepewność. Okropne słowa w świetle tych przeżyć!

    Podobne odczucia miałam, czytając “Brak tchu” Orwella. Być może nie byłam przygotowana na taką książkę, a na pewno dołożyłam sobie wyzwania tym, że właśnie oduczałam się czytać książki od końca. Na kolejnych stronach nie działo się w zasadzie nic. Towarzyszyłam Georgowi Bowlingowi w jego podróży. Dzielił się ze mną wspomnieniami, spotykał dawnych znajomych. Cieszył mnie format scen, język, ale ciągle wracała myśl, że na pewno do czegoś to prowadzi. Pokusa zajrzenia na ostatnie strony była ogromna. Czytałam wytrwale. Na końcu, gdy nie było zaskakujących twistów, fajerwerków czy wielkiej przemiany, zamknęłam książkę i dopiero wtedy naprawdę ją doceniłam. Wiedziałam, że to była jedna z tych historii, którymi po prostu należy się delektować.

    Czy tak właśnie nie jest w naszej twórczej podróży, Autorze?

    Nie znamy przyszłości. Nie możemy podejrzeć, czy decyzje, które dziś podejmujemy doprowadzą nas dokładnie tam, gdzie chcemy się znaleźć. Przeżywamy nasze historie z wypiekami na twarzy, a czasem przesypiamy ich partie, podczas gdy możemy szukać sposobu, by się delektować. Nawet stanem “nie wiem”.

    Szukam więc na to sposobów. Staram się być uważna na swoją drogę. Rozglądać się po niej. W stanie “nie wiem” uśmiechać się do siebie ciepło, by deszcz lub kapuśniaczek szybko wysychał. A jak mi ciężej, to szukam autostopowicza, który ubarwi podróż choć na chwilę. I jadę dalej…

    A jak jest u Ciebie? Jakie masz widoki i pogodę?

    Trzymajmy się drogi.

    m.

  • List pierwszy

    List pierwszy

    Drogi Autorze!

    Jeszcze się nie znamy i ktoś musi tę znajomość nawiązać. Padło na mnie, choć i Ty masz na pewno wiele do powiedzenia. Łączy nas podróż przez odległe i bliskie krainy tekstów. Tych, które tworzymy i czytamy. Chcę powiedzieć Ci, że dla mnie ta podróż stała się już sposobem na życie i bardzo to lubię. Sięgam głębiej, zaglądam tam, gdzie normalnie podróżnik nie zagląda, zwłaszcza jak się spieszy albo dopiero zaczyna.

    Kieruję więc do Ciebie ten list. Pierwszy. Zapoznawczy.

    Chcę dzielić się z Tobą doświadczeniami mojej podróży. Jak zaczęłam pisać. Po co robię to dziś. Jak podchodzę do wyzwań i co z nimi robię. A przede wszystkim, jak wykorzystuję tę podróż pisarską, by się rozwijać. Uczyć się coraz więcej jako pisarz, ale też stawać się lepszą wersją siebie.
    Odezwij się czasem do mnie w odpowiedzi, będzie mi bardzo miło. Jestem otwarta na Twoje odmienne doświadczenia, ale mam nadzieję, że przede wszystkim połączy nas zrozumienie. Ty piszesz, ja piszę…

    Znamy te bolączki i radości.

    Zawsze mówię, że pisanie jest fajne, kiedy idzie dobrze. Jak coś się psuje, człowiek marnieje. I myślę, że warto o tym mówić – wypuszczać z szuflady nie tylko gotowe teksty, ale i siebie. Ze swoim pisaniem tworzyć relację przyjacielską, która mieści dobre i złe cechy, która jest ludzka i pełna szacunku.

    Ciekawa jestem, co piszesz. Opowiadania, powieści, wiersze, piosenki, artykuły, a może blogujesz? Jak tam u Ciebie dziś ze słowami? Przychodzą, płyną? A może utknęły gdzieś w kącie. Wiesz, że są, ale ciężko je przywołać? Daj znać.

    Miło Cię poznać, Autorze.
    Do następnego listu!

    Wspaniałości,
    Magdalena

Magdalena Krok Naprzód
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.