biurko z notesami i długopisami

Cześć, Autorze!
U mnie gorąco, a u Ciebie? Wpadam w naturalne spowolnienie, bo w upale nie chce się ruszać ani ciało, ani umysł. Natchnęło mnie to do rozmyślań o odkładaniu na później…

“Teraz nie jest dobry moment”. “Mam wszystko w głowie”. “Wiem, co chcę napisać”. “Zostało tylko to napisać, drobiazg”. Czy to są tylko moje myśli, a może też je znasz?

Podobno ciągle coś odkładamy i przekładamy. Zwłaszcza, jeśli chodzi o działania twórcze, spychamy je na dalszy plan. Ja na pewno niestety to robię. Główna wymówka jest taka, że skreślenie kilku słów idzie mi łatwo, więc nawet na ostatnią chwilę będzie ok. Oczywiście wtedy jestem mniej zadowolona z tekstu, bo mogłam lepiej przemyśleć, rozplanować, wzmocnić konkluzję. Nie wspomnę, że pogłębiłabym temat, wyraziła z siebie coś ważniejszego.

Piszę to wszystko i lampki w mózgu rozpalają się jak te na świątecznej choince. Już prawie słyszę “Jingle Bells”, bo tak bardzo szaleją. Innymi słowy… dużo się dzieje w temacie odkładania na później. Spróbuję więc sprowadzić nas bardziej do teraz i tutaj z Tobą ten temat otworzyć.

Masz gotowość?

 

kobieta leży na łóżku otulona kołdrą

Zaczynamy!

Spychać tworzenie na dalszy plan kojarzy mi się ze spychaniem siebie. W końcu to ja i moja wyobraźnia filtrujemy dany temat. To ja chcę coś napisać, podzielić się ze światem. Jeśli zamiast tego wybieram ugotowanie obiadu, zakupy, pięć telefonów i stosy wiadomości, co to o mnie mówi? Ile czasu na siebie sobie daję? Gdzie ja jestem na liście swoich priorytetów? Czy nie powinnam być na początku – w imię zasady tlen najpierw sobie, później innym? Jaka się staję bez tlenu, którym jest dla mnie wyrażanie siebie? Jakie oczekiwania stawiam otoczeniu, jeśli sama sobą się nie zajęłam?

Mniejsze zadowolenie z tekstu. Jeśli myślisz, że ujęłam to ładnie, to oczywiście masz rację. Tu jest ten punkt wyjściowy: “nie umiem pisać”, “inni robią to lepiej”, “co ja mam do przekazania”, “takich tekstów są miliony”, “wszystko już zostało napisane”, “nie jestem oryginalna”. Wiadro pomyj.

Trzecia kwestia, to samo poczucie ciężkości, jakie pojawia mi się na myśl o przekładaniu. Jakbym zanurzyła się w cemencie. Im więcej odkładam, tym więcej na mnie cementu i ledwo się ruszam. Niebawem zastygnę, a to wiąże się z przytłoczeniem. W takich okolicznościach już w ogóle nie wiem, od czego chcę zacząć. Potrzebuję zaszyć się pod kołdrą i poczekać aż cement opadnie.

A przecież nie opadnie sam.
Trzeba go skuć.
Bolesne, prawda?

Ty wiesz i ja wiem, jakie przekładanie jest uciążliwe. A jednak gdzieś się tego nauczyliśmy. Jakoś się zaczęło. Moja pamięć nie chce zdradzić odpowiedzi. Może Twoja jest bardziej posłuszna. A jeśli razem wypieramy to wspomnienie, to zatrzymajmy się w temacie na dłużej, co? Mam poczucie, że warto.

Bo cement sam nie opadnie.
Pełna nadziei pozdrawiam,
m

Podziel się z innymi

Nie ma jeszcze komentarzy

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *