kobieta a na biurku tablet

Drogi Autorze!

Co słychać? Czy słońce Cię ładuje? A może skrywasz się w zakamarkach najciemniejszego pomieszczenia w domu i czekasz na ochłodzenie? Mnie zdecydowanie bliższe to drugie.

Miniony tydzień toczył się jakby poza moją kontrolą. Podróże. Zmiany zawodowe. Przełożone spotkania. Długi weekend. Wspaniałe spotkania! Nowe możliwości. Stres. Niewyspanie. Zmęczenie upałem.

I jak w tym pisać?


Czy w takich okolicznościach niepisanie to już prokrastynacja?


Myślę też o tym, że dla mnie to raptem tygodniowy miszmasz, a co jeśli taki stan rzeczy trwa długo?

To jest doświadczenie, które znamy wszyscy, prawda? Niezależnie od tego, co piszemy – albo przerywamy tworzenie, albo nie tworzymy dość dobrego tekstu, albo przesuwamy terminy. To jest moment, kiedy życie weryfikuje plany. Czasami może nawet daje nam wycisk, dlatego właśnie uważam, że w kontrze należy otulić się… łagodnością.


Oczywiście z biegiem dni dopadło mnie poczucie winy, bo pomysł nie przelewa się na papier. Przetrzymany pomysł traci witalność. Staje się odtwórstwem. Jakość spada, przynajmniej u mnie.
Szybko jednak przypomniałam sobie, że pomysł lubi odleżakować. Czas przynosi więcej odkryć w materiałach researchowych. To z kolei daje mi szansę na lepszą jakość.

Co więcej, daję sobie zrozumienie. Kiedy życie wysypuje zabawki, po co sięgać po kolejną? Pisanie przecież ma to do siebie (mówiłam o tym z Olgą Bartnik w jednym z odcinków podcastu “bez okładki”), że chłonie wszystkie nasze doświadczenia. Dzięki okresom miszmaszu mogę opisać poczucie przytłoczenia, konflikt introwertyka z radością bycia z ludźmi, a stresem zbudować pięknie nakręcające się napięcie!

slajd "praktyka"

A jak się ten stan rzeczy utrzymuje? To może czas przestać nazywać go miszmaszem, a zacząć na przykład “kochanym kociołkiem”. Być może taki jest styl życia? Musi się dziać. Musi być różnorako. Inaczej jest nudno, pusto, cicho. Trzeba wtedy sprawiedliwie zadać sobie pytanie: “gdzie mogę dodać chwilę na pisanie?”. I zamiast robić w życiu rewolucję, skorzystać z elastyczności kociołka i dodać tę jedną rzecz, która cieszy, która ładuje baterie.


Może jednak kociołek męczy? To miejsce niewygodne i przytłaczające. Obstawiam, że wtedy pojawia się zagłuszona natłokiem potrzeba zmiany. Warto jej posłuchać. Porozmawiać z przyjacielem. Zapytać, jak się mają inni piszący. Jeśli to nie pomoże, to sięgnąć po pomoc specjalisty. Po wsparcie pozytywnych zmian – czyli coacha, lub po wsparcie w budowaniu przyjaźni ze sobą – czyli psychoterapeutę.

Zatem czy odkładanie pisania w miszmaszu to już prokrastynacja?

U mnie nie.

Co dzień pytam siebie, co dziś wymaga mojej największej uwagi. Dobieram priorytety. Mierzę siły na zamiary. Gdy pojawia się stres, wiem, że najważniejsze to zadbać o siebie. Usiąść z kawą. Pogłaskać kota. Iść na spacer. Gdy nie ma możliwości dopisać nawet jednego zdania, bo gość w przetłoczonym przedziale rzuca co raz wyzwania do walki na łokcie, a żar leje się z nieba tak, że tory cudem się jeszcze nie rozpuściły, to patrzę na złość. Bo przecież każdy bohater literacki ją czuje, a moim zadaniem jest umieć ją dobrze oddać.

I cieszę się tymi drobiazgami, zamiast sobie wyrzucać. Bo po co dokładać sobie napięcia?

To moja forma pracy z miszmaszem, a Twoja?

Z łagodnością,
m

Podziel się z innymi

Nie ma jeszcze komentarzy

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *