autorka nad morzem w okularach przeciwsłonecznych

Cześć, Autorze!

Nie, to nie jest selfie. To jest zdjęcie morza ze mną! Stąd mój humor! Ponieważ jednak właśnie nagrywałam materiał do promocji “Kalejdoskopu mikołowskiego” i moje oczy miały dość słońca i wiatru (czyt. odkryły własne morze, które zrobiło niezły przypływ na moje policzki), okulary również nie stanowią elementu trendy looku. Ratują przed łzawą powodzią.


Ale… po tym długim wstępie… Co u Ciebie? Jak służy Ci jesień? Co dobrego czytasz albo oglądasz? Nad czym toczysz refleksje?


Ja odkrywam swoją elastyczność. Oczywiście pisarską.


Wiesz, jak to jest, kiedy piszesz tekst i zastanawiasz się, po co, skoro przeczyta go kilka osób i na tym zakończy się jego kariera?


Dawno temu napisałam taki tekst. Pisałam bez wytchnienia przez trzy dni. Niosła mnie twórcza radość. Miałam mocną wizję i rozumiałam, co chcę przekazać. Obce mi wtedy jeszcze były hasła: “przemiana bohatera”, “kotu na ratunek”, “dialog to część fabuły”. Pisałam po prostu historię, która mi się pałętała po głowie.


Japończyk, socjopata siedzi w karcerze i zżera go chęć pozabijania wszystkich, nawet za cenę własnego życia. Traf chciał, że na jego drodze staje… Nana Conucci.


Tak oto napisałam zalążek ich wspólnej historii. Podzieliłam się nim z bliskimi i odłożyłam w odmęty folderów.


Minęło kilka lat, tekst się uleżał. Raz czułam go lepiej, raz gorzej. Rzemiosło zaczęłam szlifować i przyszedł czas, by poprawić stary tekst.


Zmieniłam mu tytuł, dopracowałam szczegóły. Poprawiłam literackie oblicze relacji między Naną a Japończykiem. Przekazałam tekst bliskim i kilku mądrym pisarkom. Ich wrażenia dodały mi odwagi. Podjęłam decyzję, że trzeba zacząć publikować. Czas już konsekwentnie pisać historię Nany, niech się warsztat szlifuje na tekstach.
Później, jak wiesz, stała się rzecz wspaniała. Zaczęłam publikować. Mianowano mnie pisarką i oto jestem.


I co z tym tekstem?


W przyszłym roku doczeka się miejsca w kolejnej antologii!


Tu powinny być fanfary! Także przez chwilę zatrzymajmy się i je sobie wyobraźmy…

kawa, okulary i świeczka

Nic więcej na razie nie zdradzę. Wykorzystam czas, by dopieścić szczegóły i będę się chwalić, gdy tylko prace zaczną nabierać tempa.


Zapowiadałam wcześniej, że pracuję nad kolejnym opowiadaniem o Nanie. “Sangue” pojawi się online już niedługo. Przejdzie proces sprzątania i będę mogła przekazać je szerszemu gronu. Przecież najważniejsze pytania, z tym o pendrive na czele, nie mogą dłużej wisieć w powietrzu.


Pomysł na dalszy skrawek historii Nany już świta mi w głowie…
Zapowiada się więc owocna jesień!


A dlaczego tak zatytułowałam list? Dlatego, że chciałam powiedzieć Ci, że teksty nie znikają. Leżakują niczym wino. Im dłużej dojrzewają, tym lepiej. W najmniej oczekiwanym momencie są gotowe otrzepać się z kurzu i zaprezentować światu.


Pisz więc. Nie zniechęcaj się. A jak Cię zaskoczy konkurs albo możliwość wydawnicza, zaglądaj do starych folderów, bo kto wie, co się tam skrywa…

Życzę Ci spadania na cztery rogi (kartki),
m

Podziel się z innymi

Nie ma jeszcze komentarzy

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *