Cześć, Autorze!
Piszesz? A może wakacjujesz? Odpoczywanie jest bardzo ważne i czasami wręcz trzeba się go uczyć. Znasz to? Cudowne morze, a Ty przewijasz strony w necie, bo mózg domaga się zajęcia? Jak mija ten czas?
U mnie dzieje się wiele. W myśl idei przyciągania – im więcej rozmawiam z ludźmi o pisaniu, tym więcej pisania w moim życiu. Jeszcze nigdy nie czułam się tak zintegrowana z moją pasją. Nie ma to znamion nowej miłości, kiedy każdy dzień to cząstka miesiąca miodowego, ale jest stabilną więzią, która ładuje mi baterie.
Ostatnimi dniami na przykład rozmawiałam z Olgą Bartnik w naszym podcaście “bez okładki” o powracaniu do pisania po przerwie. Odkryłyśmy, jak ważne jest, by sobie zdefiniować pisanie. W trakcie rozmowy bowiem okazało się, że możemy mówić o co najmniej dwóch różnych kwestiach!
Wygląda na to, że kluczowe jest też w tej sprawie nastawienie. Różnie wygląda sytuacja, kiedy przerwa w pisaniu jest przez nas zaplanowana i zupełnie pod kontrolą, a kiedy przeżywamy coś, co nas od pisania odciąga.
Kiedy doświadczałam stanów depresyjnych, nie panowałam nad swoim umysłem. Dla mnie jest on najważniejszym narzędziem do tworzenia historii. To tu przefiltrowane odczucia zostają przekonwertowane na refleksje, zdania, akapity. Mój mózg odmawiał współpracy. Była we mnie chęć, a nawet potrzeba, by pisać, ale nie pomagało ani planowanie, ani siadanie nad kartką. W głowie miałam pustkę albo chaos.
Przerażało mnie to.
Szukałam jakiegokolwiek sposobu, by siebie przechytrzyć. Wiedziałam, że gdybym tylko dała radę coś napisać, poczułabym się choć trochę lepiej.
Oliwy do ognia dolał fakt, że napisane wcześniej opowiadania poszły na stratę wraz z zepsutym laptopem.
Nie mogłam przestać myśleć, że skoro tekst nie ma szansy przetrwać, to nie ma sensu go pisać. To podcinało celowość wszelkich prób. Równia pochyła.
W odmętach moich stanów, rozemocjonowania, bezsensu i ogólnym kryzysie wydawało mi się, że moja przygoda z pisaniem już się skończyła.
Zajęłam się kolorowaniem. Był to trochę powrót do dzieciństwa, bo w tamtych czasach nie było jeszcze kolorowanek dla dorosłych. Ożywiałam więc Kubusia Puchatka i księżniczki Disneya. Czasem bez większych oczekiwań szkicowałam twarze.
Teraz wiem już, że łagodnie pobudzałam mięsień wyobraźni do działania. Robiłam to instynktownie, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że jako ludzie jesteśmy naturalnie twórczy.
W końcu przyszło lato, a z nim wizja pewnej postaci. Na początku odwiedzała mnie dość nieśmiało, ale z czasem tak bardzo przykuła moją uwagę, że zaprosiłam ją na dłużej. Sprawdzałam, jaka jest, kim jest, skąd się wzięła i jaką opowieść próbuje mi przekazać.
Słowa zaczęły płynąć.
Do dziś pamiętam pierwszą scenę zapisaną po wielu miesiącach posuchy. Toczyła się w lesie. Płonęły ogniska. Muzyka powstawała z radosnych intencji grupy kobiet. Tańczyły. Nie przejmowały się czasem ani planami.
Pisząc tę scenę czułam, jakbym obudziła się z długiego snu. Zrozumiałam, że pisanie jest we mnie zawsze. Czeka, nawet jeśli inne rzeczy mnie odciągają. To moja głęboko osadzona umiejętność. Pasja. Płynie mi w żyłach, pompuje ideami patrzenie na świat. Nie sposób ją przegonić lub wyciąć.
Wystarczy ją kochać i szlifować.
Tak więc robię.
A Ciebie, Autorze, zapraszam do odsłuchania naszego podcastu. Znajdziesz go na platformach: spotify, google, apple, youtube. Teraz znasz moją personalną historię z przerwą od pisania, ale w podcaście podeszłyśmy do tematu szerzej, bo przecież ilu ludzi pióra, tyle doświadczeń.
Pozdrawiam Cię!
m
Nie ma jeszcze komentarzy