Tag: życie

  • Równowaga

    Równowaga

    Cześć, Autorze!

    Listopad zagościł na dobre, świat nabiera odcieni szarości, więc sklepy już barwią go kolorowymi światełkami Świąt. To czas przejścia – już nie lato, jeszcze nie zima. To czas zaglądania w siebie bardziej, a może się to okazać trudne. Dobrze się jednak zaczepić o jedną z myśli i próbować. U mnie wygląda to obecnie tak…

    Mam wrażenie, że już o tym wspomniałam, ale układa się to we mnie, więc wróćmy do tematu: pisanie nie jest oderwane od życia. Wszystko dlatego, że czytam w końcu Bondy “Maszynę do pisania”. Bardzo polecam, zwłaszcza na początku poznawania pisarskiego rzemiosła. Wiele w tej książce systematyzacji, podpowiedzi  i wyjaśnień. Od poszukiwania własnego głosu, przez głos narratora po lepienie fabuły. Rzetelnie opracowany temat. Czytając, wyciągam wniosek z pierwszego zdania tego akapitu i już się w tej myśli rozwijam.

    Pisanie bazuje na naszych doświadczeniach i wrażliwości. Im lepiej potrafimy przekładać te pierwsze na fabułę, tym lepiej ona wychodzi, a im większa nasza wrażliwość, tym umiejętniej dodajemy drugie dno. Jest też codzienność i fakt, że w ciągu roku mamy różne okresy. Może być bardzo twórczo albo kompletna posucha. Często podchodzimy to sprawy zadaniowo: skoro pisałam wczoraj, to powinnam móc i dziś. Zaciągamy się nad klawiaturę i wychodzi… nic.

    To jeden ze scenariuszy na odkładactwo.

    Przeczuwamy, że z pisaniem wiąże się jakieś wyzwanie, a ponieważ nie zdajemy sobie sprawy, jakie, podejmujemy ucieczkę. Góra prania czeka, pokój już dawno powinien zyskać nowy regał, a te komodę można przestawić. W komodzie pełno szpargałów, które trzeba wyjąć, przejrzeć, wyrzucić. Albo… Foldery zalegają w komputerze. Zawierają ten sam tekst milion razy, a rozeznanie w nałożonych poprawkach to misja równa wyprawie na Marsa. Lub… Książka jest już napisana i wypada pomyśleć nad promocją, ale najpierw trzeba skontaktować się z ludźmi i nie wiadomo, jak zabrać się za znalezienie tych właściwych.

    Każda z tych kwestii mówi nam wiele, jeśli tylko skusimy się posłuchać. Może to być sprawa braku równowagi.

    Może sprzątanie, wyrzucanie i nowe meble oznaczają dla nas potrzebę porządkowania, tęsknotę za sukcesywnie ukończonym zadaniem. Nie dość, że robi się to własnymi rękami, to jeszcze wyobraźnia może odpocząć, bo decyzje należy w tym podejmować głównie organizacyjne. Efekty widać i czuć – od razu.

    Być może chęć przekopania się przez foldery to znak, że umysł potrzebuje klarowności: na którą wizję tekstu się decydujesz? Nadmiar poprawek to też wiadomość, że ćwiczymy nie ten mięsień, co trzeba. Kiedy na siłowni próbujemy wzmocnić łydki, nie będziemy robić brzuszków, prawda? I tak samo jest z pisaniem: za poprawki odpowiada wnikliwy analito-krytyk, podczas gdy przy budowie tekstu potrzeba nam umysłowego inżyniera. Umysł potrzebuje ogarniać wizję i podejmować decyzje w odniesieniu do kolejnych partii tekstu, z elastycznym podejściem.

    Brak ludzi, którzy pomogą nam promować książkę, może być informacją, że za bardzo wkręciliśmy się we własny introwertyzm i ograbiamy się z możliwości dzielenia swoimi twórczymi przygodami z innymi pasjonatami. Ograbiamy, bo w ten sposób nie pozwalamy sobie być w otoczeniu ludzi takich samych, jak my. Odizolowane pisanie nie idzie.

    To tylko przykłady, ale widzisz, Autorze, że może być różnie.

    Można śmiać się z Murakamiego i nawet mylić go z biegaczem, ale jego pasja do tego sportu skutkuje równowagą z procesem twórczym. Jest czas na ciało i jest na umysł.

    Takich swoich balansów warto szukać, zamiast ganić się za brak pisania, za odkładactwo.

    Jeśli siedząc nad klawiaturą, czuję się samotna, to impuls do wyjścia z przyjaciółmi. Jeśli się wiercę i dreptam, zamiast przebierać palcami po klawiszach, może właśnie chce mi się pobiegać. Może nie chce mi się gapić w ścianę, może właśnie potrzebuję podoświadczać lasu.

    Na pewno dla wielu z nas to oczywiste, a jednak bardzo często zmagamy się z odkładactwem, a ponieważ opiewam łagodność, zachęcam do zbadania tej poszlaki.

    Czy Twoje odkładactwo nie krzyczy o braku równowagi?

    Pisanie powinno przecież być przyjemnością – decydujemy się na nie, niezależnie czy piszemy książki, czy artykuły. Przelewanie własnych myśli na papier powinno nam przynosić frajdę albo chociaż ulgę.

    Jeśli więc coś Cię trzyma, odkładasz i teraz czytając ten list, czujesz rezonans, to pomyśl: jak wzmocnić moją radość do pisania?

    Obiecuję, że podążenie za odpowiedzią pomoże Ci spotkać się z wewnętrznym dzieckiem i poczuć to, co Cię na samym początku ściągnęło nad kartkę. Tak, ta radość wciąż tam jest. Niekiedy po prostu trzeba się do niej dokopać… poprzez poszukanie równowagi.

    Fajnych przemyśleń,
    m

  • Spadek formy

    Spadek formy

    Cześć, Autorze!

    Czy u Ciebie też czasem pojawia się swoisty czas mroku? Nic się nie chce, a życie zdaje się miałkie.

    Tak, tak właśnie u mnie obecnie jest. Wyklikałam się, że tak powiem. Nie działam na baterie, a jednak moce mi się chwilowo wyczerpały. Radość się pojawia, ale towarzyszy mi ogólna niemoc i w tle głowy brzęczy myśl: kocyk najlepszym przyjacielem.

    Potrzebuję wyciszenia, ale jest też tęsknota za frajdą tworzenia.

    I wiesz co… Łączę jedno z drugim.

    Trochę już żyję i znam siebie na tyle, by wiedzieć, że kiedy brak mi ożywczego nurtu inspiracji, świat traci kolor. Dlatego też najpierw postanowiłam się zasilić.

    W ruch poszły książki. W minionym tygodniu odrzuciłam: “Shantaram”, “Tam, gdzie las spotyka się z niebem”, “Inne światy”, “Tokio vice”. To nie są złe książki! Wręcz przeciwnie – każda miała coś urzekającego, ale z różnych względów zostały na razie zamknięte. Nie porwały mnie.

    Seriale oglądam, ale na każdy jestem w stanie pomarudzić. W “Rodzie smoka” dostrzegłam same minusy – co tu więcej mówić. Bałam się włączyć takie “Billions”, bo jak zdyskredytuję wysoką półkę, to co mi pozostanie?

    Jednak, żeby nie było, że inspiracji szukam jedynie w historiach istniejących, to… przyglądam się. Przygotowuję jedzenie. Szukam wyjątkowości w aromacie kawy. Bawię się z moją kotką (kocur się ze mną nie bawi. Wystarcza mu kolorowa mysz i impuls do polowania). Rozmawiam z bliskimi.

    Ostatnie, co mnie dogłębnie ucieszyło, to błękit nieba i promienie słońca złocące się na liściach drzew. To było tydzień temu.

    A przecież już za tydzień dziać się będą rzeczy ekscytujące: premiera antologii “Kalejdoskop mikołowski”, co dodatkowo pozwoli mi spotkać kochanych współszaleńców (znaczy współautorów oczywiście) i zaraz po premierze warsztaty o prokrastynacji, a z nimi interakcja z ludźmi takimi, jak Ty i ja. Ludźmi pióra.

    Są to powody do radości!

    I co ze sobą począć, jak szukanie iskry nie działa i wciąż się człowiek nie zapala?

    Pozwolić sobie odpoczywać.

    Dostrzec, że czasem robimy za wiele i naprawdę się wyczerpujemy.

    I zaakceptować podejście: “nic na siłę”.

    Stan, jakiego doświadczam, można przechodzić na wiele sposobów. Rozwój i dbanie o siebie pozwala iść przez to łagodnie. Zaśmiać się, jak jest chęć. Poszukać przytulenia. Pogapić się w ścianę. Z zaufaniem do siebie – ze świadomością, że to przejściowe.

    Głęboko wierzę, że wszystkie doświadczenia pozwalają nam wzrastać pisarsko.

    To, jak przez nie przechodzimy i jakie mamy podejście, jest kluczowe.

    Właśnie dlatego postanowiłam wspierać innych piszących. Zadbane narzędzie przekłada się na jakość dzieła. Rozumiesz, prawda?

    Każdy może napisać tekst o smutku, żalu i złości. O próżni lub trudach w życiu. Perełką jednak będzie ten tekst, który reprezentuje mądrość naszych indywidualnych wglądów. Tak właśnie wnosimy jakość w życie czytelników.

    Dlatego ostatecznie…

    Siedzę jak góra. Oglądam niebo wokół siebie. Pozwalam ptakom przelatywać. Czasem próbuję się poderwać, ale jeszcze nie czas. Oddycham.

    Ładuję swoje baterie.

    A Ty, Autorze, jak ładujesz swoje? Co Cię zasila?

    Życzę Ci w tym tygodniu harmonii,
    m

  • Tekst na zapas

    Tekst na zapas

    Cześć, Autorze!

    Nie, to nie jest selfie. To jest zdjęcie morza ze mną! Stąd mój humor! Dodatkowo, ponieważ właśnie nagrywałam materiał do promocji “Kalejdoskopu mikołowskiego” i moje oczy miały dość słońca i wiatru (czyt. odkryły własne morze, które zrobiło niezły przypływ na moje policzki), okulary również nie stanowią elementu trendy looku. Ratują przed łzawą powodzią.

    Ale… po tym długim wstępie… Co u Ciebie? Jak służy Ci jesień? Co dobrego czytasz albo oglądasz? Nad czym toczysz refleksje?

    Ja odkrywam swoją elastyczność. Oczywiście pisarską.

    Wiesz, jak to jest, kiedy piszesz tekst i zastanawiasz się, po co, skoro przeczyta go kilka osób i na tym zakończy się jego kariera?

    Dawno temu napisałam taki tekst. Pisałam bez wytchnienia przez trzy dni. Niosła mnie twórcza radość. Miałam mocną wizję i rozumiałam, co chcę przekazać. Obce mi wtedy jeszcze były hasła: “przemiana bohatera”, “kotu na ratunek”, “dialog to część fabuły”. Pisałam po prostu historię, która mi się pałętała po głowie.

    Japończyk, socjopata siedzi w karcerze i zżera go chęć pozabijania wszystkich, nawet za cenę własnego życia. Traf chciał, że na jego drodze staje… Nana Conucci.

    Tak oto napisałam zalążek ich wspólnej historii. Podzieliłam się nim z bliskimi i odłożyłam w odmęty folderów.

    Minęło kilka lat, tekst się uleżał. Raz czułam go lepiej, raz gorzej. Rzemiosło zaczęłam szlifować i przyszedł czas, by poprawić stary tekst.

    Zmieniłam mu tytuł, dopracowałam szczegóły. Poprawiłam literackie oblicze relacji między Naną a Japończykiem. Przekazałam tekst bliskim i kilku mądrym pisarkom. Ich wrażenia dodały mi odwagi. Podjęłam decyzję, że trzeba zacząć publikować. Czas już konsekwentnie pisać historię Nany, niech się warsztat szlifuje na tekstach.
    Później, jak wiesz, stała się rzecz wspaniała. Zaczęłam publikować. Mianowano mnie pisarką i oto jestem.

    I co z tym tekstem?

    W przyszłym roku doczeka się miejsca w kolejnej antologii!

    Tu powinny być fanfary! Także przez chwilę zatrzymajmy się i je sobie wyobraźmy…

    Nic więcej na razie nie zdradzę. Wykorzystam czas, by dopieścić szczegóły i będę się chwalić, gdy tylko prace zaczną nabierać tempa.

    Zapowiadałam wcześniej, że pracuję nad kolejnym opowiadaniem o Nanie. “Sangue” pojawi się online już niedługo. Przejdzie proces sprzątania i będę mogła przekazać je szerszemu gronu. Przecież najważniejsze pytania, z tym o pendrive na czele, nie mogą dłużej wisieć w powietrzu.

    Pomysł na dalszy skrawek historii Nany już świta mi w głowie…
    Zapowiada się więc owocna jesień!

    A dlaczego tak zatytułowałam list? Dlatego, że chciałam powiedzieć Ci, że teksty nie znikają. Leżakują niczym wino. Im dłużej dojrzewają, tym lepiej. W najmniej oczekiwanym momencie są gotowe otrzepać się z kurzu i zaprezentować światu.

    Pisz więc. Nie zniechęcaj się. A jak Cię zaskoczy konkurs albo możliwość wydawnicza, zaglądaj do starych folderów, bo kto wie, co się tam skrywa…

    Życzę Ci spadania na cztery rogi (kartki),
    m

  • Premiera!

    Premiera!

    Cześć, Autorze!

    Co u Ciebie? Pogoda nie daje się ujarzmić? Ja co drugi dzień zaliczam sztorm i słońce. Mewy zdają się najszczęśliwsze, bo morze wyrzuca na brzeg same rarytasy, z homarami na czele.

    Dzieje się. Premiera kolejnej antologii z moim tekstem nadchodzi wielkimi, ogromnymi wręcz krokami! Już zdradzam, co i jak, i kiedy.
    Zdaje mi się, że mija już rok od czasu, gdy Magdalena Lytek-Dehiles zaprosiła mnie do projektu związanego z 800-leciem miasta Mikołów. Tekstów wspólnie z innymi wspaniałymi pisarzami napisaliśmy trzynaście. Jest to nasz międzymiastowy prezent na urodziny Mikołowa. Każdy tekst jest o czymś innym, ale łączy je Stara Apteka na Rynku.

    Przydałoby się zdradzić coś z zaplecza tego projektu…

    Od samego początku chciałam napisać coś o kotach. Pierwsza koncepcja była bardzo mroczna i jak to u mnie bywa – epicka. Musiałam swoje ze sobą przewalczyć, żeby pomysł nie rozrastał mi się w głowie niczym bluszcz.

    Drugim wyzwaniem było przypominanie sobie ślónsko godka. Przypominanie, ponieważ okazało się, że w moim domu w Zagłębiu sporo było gwary. Więcej niż myślałam! Tak oto zaczęło się poznawanie mojej rodziny na nowo – zwłaszcza tej ze strony taty, który spędził w Katowicach lwią część życia i w naturalny sposób przemycił do domu naleciałości śląskiej kultury.

    Trzecia sprawa to związek. Może to będzie nieco prywaty, ale chcę się tym z Tobą podzielić, bo pisanie nie jest oderwane od życia i czasem musi się ułożyć na nowo w nowych okolicznościach. U mnie był to czas wspólnego zamieszkiwania z partnerem i odkrywanie rytmów życia i pisania w tej zmianie. Mój partner dopingował mnie dzielnie, choć sam musiał rozpoznać to nowe stworzenie zwane pisarką. Doświadczał mnie w mojej ciszy, odosobnieniu, zamyśleniu, gadaniu ciągle o jednym, poszukiwaniu zdań i śmianiu się z rzeczy, które w procesie twórczym zrozumiałe były głównie dla mnie.

    Życie z pisarką to z pewnością temat na cały osobny blog.

    Tak czy inaczej poradziliśmy sobie i późną nocą wysłałam w końcu gotowy tekst.

    Pierwszą reakcją Magdaleny był śmiech, więc liczę na to, że pozostali czytelnicy będą mogli właśnie tego doświadczać.

    O czym zatem jest moje opowiadanie? Jego tytuł to: “Koci głos”.

    Pela Żur – weterynarka z Sosnowca – odkrywa kocią anomalię, kiedy pewnego jesiennego dnia koty zaczynają przemawiać. Co gorsza demoniczne przesłanie przypłacają życiem, a Pela jak na prawdziwą miłośniczkę kotów przystało, postanawia za wszelką cenę uratować czworonogi. Bo co to byłby za świat, gdyby kotów zabrakło? Jaki ma z tym związek bebok i jakie tajemnice Zagłębia oraz Śląska można odkryć w Mikołowie? Przygodowa lektura na deszczowe popołudnie odpowie Ci już niebawem, Autorze. Po jej przeczytaniu inaczej spojrzysz na koty.

    28 października szykujemy spotkania i celebracje z okazji premiery. Zapraszam i Ciebie! Szczegółami będę dzielić się na Facebooku, ale zaklep już termin i wpadaj do Mikołowa. Wraz z grupą wspaniałych pisarzy zapewniamy świetną zabawę!

    Tymczasem życzę Ci równie radosnych publikacji,
    m

  • Impasto

    Impasto

    Cześć, Autorze!

    Moja podróż jest zwariowana w ostatnich miesiącach i oto, nieplanowanie, jestem nad morzem. Jest pięknie. Wielkie mewy polują na resztki, pająki biegają w poszukiwaniu schronienia, a mnie na plaży wielobarwne kamyki usuwają się spod stóp. Wiatr tańczy niezmęczenie, spraszając na swoją imprezę coraz to lepiej umalowane chmury. Doprawdy, magiczny początek jesieni.

    Nie mylisz się, jeśli już zaświtała Ci myśl, że do czegoś zmierzam z pomocą malowniczego opisu. Żadna to zagadka, jeśli pamiętasz mój poprzedni list albo wiesz, co oznacza tytuł nad tym tekstem.

    Impasto.
    Wspaniała technika malarska, która mnie sprawdza się również w pisaniu. Do określania mojego rzemiosła używam wielu słów, na przykład “lepię”, “sklejam”, “wycinam”. Najwyższa prawda jednak jest taka, że ja… maluję. Warstwami staram się stworzyć opowieść jak najbardziej trójwymiarową. Uważam, że praktyka czyni mistrza i im dłużej w ten sposób pracuję, tym lepsze efekty przychodzą.

    Pierwsza warstwa to podstawa historii, ale na niej zachodzi najwięcej zmian. Niektóre partie zdrapuję, inne zamalowuję, a jeszcze inne stanowią podkład dla głębi koloru na pierwszym planie.
    Tak, jest to czasochłonne. Wymaga nabywania dystansu do tekstu, by widzieć efekty. Odpowiada mi to jednak, ponieważ w ten sposób poznaję historię bardziej. Zanurzam się w nią i cieszę feerią barw. Nie zakładam od początku, że wiem. Jestem tu, by się przyglądać, zadawać pytania… czasem w kółko te same… i zapisywać, malować kolejne warstwy.

    Diabeł tkwi w szczegółach, a na właściwe ich rozmieszczenie potrzeba wyczucia. To zaś przychodzi z wprawą i dojrzałością. Dawniej nie myślałam o wielu elementach historii. Teraz zwracam uwagę na zaskakujące szczegóły. Doceniam subtelne różnice w wypowiedziach bohaterów. Upewniam się, że ich tło kulturowe barwi ich zachowanie. Najlepiej, jak potrafię, próbuję oddać życie w ich świecie. Zgłębiam research i często doczytuję lub pytam o rzeczy, które nigdy nie znajdą się w tekście, ale nadają mu ton.

    Nie twierdzę wcale, że to jest najlepsza technika. Sprawdza mi się jednak i właśnie na tym etapie prac jestem. Dokładam kolejny puzzelek do historii Nany Conucchi i bardzo się cieszę, że mogę być akurat nad morzem. To mnie i Nanę łączy – miłość do morza. Chłonę więc zapachy, dotykam spienionej wody i zanurzam się w świat Nany.

    Już niebawem mój tekst przejdzie w kolejny etap procesu powstawania.
    Napiszę Ci o nim niebawem.
    Tymczasem czekam na Twoje słowo lub dwa o tym, jak Ty lepisz teksty. Może łączy nas więcej, niż nam się zdaje…?

    Pozdrawiam morsko,
    m

  • O nauce

    O nauce

    Drogi Autorze,
    opowiem Ci dziś coś innego, bo zaczął się wrzesień, dzieciaki ruszyły do szkół i w powietrzu aż uniósł się edukacyjny vibe. Ja, jak to ja, zaraz się nad tym zamyśliłam. Powiem Ci zatem tak…

    Kocham pisanie. Pokornie. Na przestrzeni lat nauczyłam się, że zawsze jest w tej podróży coś nowego. Kiedy lata temu czułam, że technikalia na pewno zostały przez kogoś dawno temu opracowane, internet jeszcze nie rozumiał swojej mocy. Dziś mamy do wyboru wszelkie drogi: teksty, podcasty, filmiki. Rozpracowywane są fabuły książek i filmów.

    Technik pisania powieści nie zliczę. Każda ma swoje prawa, a ich bogactwo potwierdza nasze kreatywne podejście do tematu.
    Do tego dochodzą triki: jak pisać dialog, jak pisać opis, jak budować napięcie, jak stworzyć soczystą scenę seksu. Wszystko rozpisane wzdłuż i wszerz.
    Popularni pisarze też nam piszą. Opisują własne doświadczenia, służą poradą i dobrym słowem. Zapraszają nas w pisarski świat.
    Lubię w to sięgać. Dlatego na moich półkach jest i Murakamiego “Zawód: powieściopisarz”, i Llosy “Listy do młodego pisarza”, i Eco “Wyznania młodego pisarza”. Wszystkie trzy pochłonęłam.

    Na rodzimym rynku sięgnęłam po “Maszynę do pisania” Bondy i “O pisaniu na chłodno” Mroza. Lubię też jednak czytać o pisaniu od innej strony – z poziomu naszych doświadczeń, dlatego czytam Julii Cameron (notorycznie myląc ją ze wspaniałą Julią Marcel) “The Right to Write” i Joanny Penn “The Successful Author Mindset”. Chłonę i je, ponieważ na koniec dnia wszyscy jesteśmy ludźmi. Należy znać swoje rzemiosło, ale i przyznawać się przed sobą do słabości.

    Do tego, że boimy się białej kartki. Do tego, że chcemy pisać książki, ale nie chcemy stawiać czoła czytelnikom na spotkaniach autorskich. Do tego, że wiecznie czujemy się jak oszuści. Do tego, że nie potrafimy się zatrzymać w poprawkach.

    Powinniśmy móc rozmawiać o naszych doświadczeniach współpracy z redaktorami i wydawcami. Z grupami piszących. Z narzędziami do pisania.

    Bo często zapominamy o sobie w tym procesie. Zdaje nam się, że to my jesteśmy tacy miaucy, brak nam umiejętności, inni robią lepiej. Krytykujemy siebie bardziej niż innych, bo oczekujemy od siebie więcej.
    Cudownie jest móc brać udział w kursach, warsztatach i spotkaniach z innymi piszącymi. Jednak to dopiero wtedy, gdy integrujemy człowieka w sobie z pisarzem w sobie, odkrywamy w pisaniu najwięcej radości. Deadline’y tracą na wadze, zaczyna się liczyć podróż.

    “Podróż autora” – jak zatytułował swoją pracę Vogler. I zawsze przywodzi mi to na myśl transformację, którą przechodzimy pisząc. Przekazujemy historię naszych bohaterów, a w międzyczasie sami też się zmieniamy.
    Jaki tekst zmienił Ciebie najbardziej? Jaki najwięcej Cię nauczył? Czy wiesz?

    Odwagi na drodze,
    m

  • O umyśle

    O umyśle

    Kochany Autorze!
    U mnie kolejny tydzień sporych zmian i ruchów tektonicznych w życiu, ale jest ok. A u Ciebie? Moje doświadczenia pchnęły mnie do takich oto przemyśleń tym razem…
    Ćwiczymy się w trikach pisarskich, uczymy rzemiosła, poddajemy krytykanckim imadłom, a przecież w istocie, jak nie zadbamy o jedno, to wszystko się sypnie.

    Umysł!

    To nasze podstawowe narzędzie. Wyobraźnia tam jest. Przetwarzanie danych. Przekazy neuronowe. Zapamiętywanie. To wszystko tam, w głowie!

    I jak o tę głowę dbasz?

    A jak ja dbam?

    Czasami nie dbam wcale. Idę spać późno, bo się zaczytam albo zagadam. O netflixowaniu nie wspomnę. Ba! Niezliczone razy zarywałam noce po prostu na muzyce!
    Chodzę utartymi ścieżkami, bo tak jest szybciej. Robię rzeczy na skróty i trzymam się schematów, bo zmiana to jakiś straszny stwór i po co go budzić?!

    Mój umysł się starzeje.

    Nie, to nie będzie smutny list. To po prostu konstatacja nieuniknionego: czas mija i procesy się toczą.

    Także staram się nie być ignorantką i łączyć nabytą wiedzę z życiem.

    Jem zdrowo, nawet jeśli w chwili stresu lub przemęczenia czekoladowe ciastki to mój niezbędnik. Najlepiej z kawą! Zawsze mogę też liczyć na kogoś bliskiego, kto przypomni o nawadnianiu. I w moim przypadku ta rada czyni cuda.

    Czytam. Ostatnio coraz więcej, bo znalazłam swój wygodny sposób, a i rutyny wspierają czas na czytanie. Sprawdza mi się też prawda, że im więcej się robi, tym więcej się pojawia. Pojawiają się całe zastępy książek. Fabularnych i poradnikowych. Uczę się więc i pozwalam wyobraźni szybować.

    Gapię się w ścianę. To musi wyglądać śmiesznie, dlatego okazyjnie udaję, że patrzę w okno. Prawda jest jednak taka, że jestem jak mój kot – medytuję pustkę do ściany. To fenomenalne. Tam jestem ja i mój umysł. Nawet jak nasze spotkanie zostanie przerwane, wracam. W wannie. Przy gotowaniu makaronu. Jak czekam aż się kawa zaparzy. Ściana jest zawsze gdzieś w pobliżu.

    Rozmawiam. Niekiedy o wiele za wiele. Jednak to są mądre rozmowy z mądrymi ludźmi. Słucham. Pozwalam sobie przemyśleć kwestie. Odkrywam czasem, że wiem więcej, niż myślałam. Innym razem natomiast uczę się dużo.

    A na koniec tego wszystkiego… medytuję. Już po ludzku, czyli na poduszce. Z nogami skrzyżowanymi. Na kanapie, też z nogami skrzyżowanymi. Oddycham spokojnie. Pozwalam myślom płynąć. Emocjom szumieć spokojnie. I odpływać. Zerkam na nie. Jestem. Tak sobie praktykuję. To mi pomaga na tyle, że spokojniej podchodzę do różnych sytuacji i szybciej odzyskuję balans. Potrafię zwerbalizować, czemu się wkurzyłam i nie kręcę wokół tego afery.

    Gdy przychodzi czas zwątpienia do pisania, przyjmuję to z pogodnym uśmiechem, bo wiem, że to też minie. Obserwuję to przecież od lat.

    Piszę to wszystko, bo obecność medytacji w moim życiu pchnęła mnie do naturalnego wniosku: podcast, który tworzę, nie może być tylko teorią. Nie jest zatem. Najnowszy odcinek: “Medytacja odpoczynku i powrotu” to dobry punkt, by zacząć. Dać sobie wytchnienie. Poszlifować ten diament, który pracuje na nasze teksty. W tych kilkunastu minutach odnajdziesz jakościowy odpoczynek. Spotkasz się ze sobą.

    A jeśli Ci prowadzenie zbędne, to polecam ścianę. Ściana akceptuje wszystko. Jest doskonałym rozmówcą dla pisarza.

    Do zobaczenia na szlakach wyobraźni!
    m

    P.S. Tak, to naprawdę mój kot na zdjęciach. Napisałam samą prawdę – prawdziwą, jak szczere złoto, jak mawiał stary czarodziej Zedd.

  • Miszmasz

    Miszmasz

    Drogi Autorze!

    Co słychać? Czy słońce Cię ładuje? A może skrywasz się w zakamarkach najciemniejszego pomieszczenia w domu i czekasz na ochłodzenie? Mnie zdecydowanie bliższe to drugie.

    Miniony tydzień toczył się jakby poza moją kontrolą. Podróże. Zmiany zawodowe. Przełożone spotkania. Długi weekend. Wspaniałe spotkania! Nowe możliwości. Stres. Niewyspanie. Zmęczenie upałem.

    I jak w tym pisać?

    Czy w takich okolicznościach niepisanie to już prokrastynacja?

    Myślę też o tym, że dla mnie to raptem tygodniowy miszmasz, a co jeśli taki stan rzeczy trwa długo?

    To jest doświadczenie, które znamy wszyscy, prawda? Niezależnie od tego, co piszemy – albo przerywamy tworzenie, albo nie tworzymy dość dobrego tekstu, albo przesuwamy terminy. To jest moment, kiedy życie weryfikuje plany. Czasami może nawet daje nam wycisk, dlatego właśnie uważam, że w kontrze należy otulić się… łagodnością.

    Oczywiście z biegiem dni dopadło mnie poczucie winy, bo pomysł nie przelewa się na papier. Przetrzymany pomysł traci witalność. Staje się odtwórstwem. Jakość spada, przynajmniej u mnie.
    Szybko jednak przypomniałam sobie, że pomysł lubi odleżakować. Czas przynosi więcej odkryć w materiałach researchowych. To z kolei daje mi szansę na lepszą jakość.

    Co więcej, daję sobie zrozumienie. Kiedy życie wysypuje zabawki, po co sięgać po kolejną? Pisanie przecież ma to do siebie (mówiłam o tym z Olgą Bartnik w jednym z odcinków podcastu “bez okładki”), że chłonie wszystkie nasze doświadczenia. Dzięki okresom miszmaszu mogę opisać poczucie przytłoczenia, konflikt introwertyka z radością bycia z ludźmi, a stresem zbudować pięknie nakręcające się napięcie!

    A jak się ten stan rzeczy utrzymuje? To może czas przestać nazywać go miszmaszem, a zacząć na przykład “kochanym kociołkiem”. Być może taki jest styl życia? Musi się dziać. Musi być różnorako. Inaczej jest nudno, pusto, cicho. Trzeba wtedy sprawiedliwie zadać sobie pytanie: “gdzie mogę dodać chwilę na pisanie?”. I zamiast robić w życiu rewolucję, skorzystać z elastyczności kociołka i dodać tę jedną rzecz, która cieszy, która ładuje baterie.

    Może jednak kociołek męczy? To miejsce niewygodne i przytłaczające. Obstawiam, że wtedy pojawia się zagłuszona natłokiem potrzeba zmiany. Warto jej posłuchać. Porozmawiać z przyjacielem. Zapytać, jak się mają inni piszący. Jeśli to nie pomoże, to sięgnąć po pomoc specjalisty. Po wsparcie pozytywnych zmian – czyli coacha, lub po wsparcie w budowaniu przyjaźni ze sobą – czyli psychoterapeutę.

    Zatem czy odkładanie pisania w miszmaszu to już prokrastynacja?

    U mnie nie.

    Co dzień pytam siebie, co dziś wymaga mojej największej uwagi. Dobieram priorytety. Mierzę siły na zamiary. Gdy pojawia się stres, wiem, że najważniejsze to zadbać o siebie. Usiąść z kawą. Pogłaskać kota. Iść na spacer. Gdy nie ma możliwości dopisać nawet jednego zdania, bo gość w przetłoczonym przedziale rzuca co raz wyzwania do walki na łokcie, a żar leje się z nieba tak, że tory cudem się jeszcze nie rozpuściły, to patrzę na złość. Bo przecież każdy bohater literacki ją czuje, a moim zadaniem jest umieć ją dobrze oddać.

    I cieszę się tymi drobiazgami, zamiast sobie wyrzucać. Bo po co dokładać sobie napięcia?

    To moja forma pracy z miszmaszem, a Twoja?

    Z łagodnością,
    m

Magdalena Krok Naprzód
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.