Cześć, Autorze!
Pociągam nosem w tym tygodniu. Mam nadzieję, że Ciebie to ominęło. I w gardle jakieś łaskotanie. Jeśli i tego Ci życie oszczędza, to jesteś aż o dwa nieszczęścia do przodu.
Jednakże! Przypomniałam sobie, jak Magdalena Anna Sakowska pisała niedawno, że pisarz nie choruje – korzysta z czasu wolnego, by pisać! I muszę się nie zgodzić.
Pisarz-ja nie pisze w chorobie.
Nie researchuję.
Nie mogę myśli zebrać, a co dopiero stworzyć z nich elegancką scenę.
Pisanie oczywiście trwa przy mnie na dobre i na złe, przypomina o swoim istnieniu, ale moja głowa nie współpracuje.
Z sentymentem wspominam czasy szkolne, kiedy w chorobie rozkładałam w łóżku zeszyty i pisałam. Wielka płyta (nie wiem, z czego była… pewnie sklejka) służyła mi za podkładkę pod notesy. Pościel była nieraz popisana. Moje palce też zdobił tusz lub atrament, a ja z zadowoleniem pół dnia leżałam w gorączce, majacząc dalsze partie historii, a drugą połowę dziergałam tekst.
Nie dziwię się zatem, że przeziębienia kojarzą mi się głównie pozytywnie – z czasem odpoczynku i tworzenia.
Nie tworzę, ale mam potrzeby. Jak bałagan przekracza moją akceptację, sprzątam. Czasem gotuję. I to nawet wytrwale: kompot albo zupę mocy. Dopiero jak już dzieje się bardzo źle, śpię.
Z wdzięcznością przyjmuję też opiekę nad sobą, ale nie zwalniam się przez to z robienia herbaty.
Podejrzewam, że tak już nauczyłam się funkcjonować. Poddaję się obowiązkom, a w momencie słabości, organizm woła o całkowity reset. Nawet, jeśli oznacza to rezygnację z tego, co sprawia mi frajdę.
Czy wyrzucam sobie stratę czasu? Nie. Tekst nie zając – ma być dobry, nie szybki.
Także moja rada z serca na dziś: jak Cię jednak dopadła słabość, nie rób z niej dodatkowego zmartwienia. Popiszesz jutro. Dziś weź kubek herbaty, znajdź ulubiony kocyk i podaruj sobie… odpoczynek.
Jeśli mieszkasz w Łodzi, nabieraj sił, bo już po Nowym Roku zaoferuję w mieście nowe pisarskie działania!
Pozdrawiam ciepło,
m
Nie ma jeszcze komentarzy